Załóż gumę na instrument! Wymiana dętki wg MacGyvera
Cholera, złapałem kolejny raz gumę, tym razem na przednim kole. Jak na 2-tygodniowy staż, zerwanie łańcucha i 2 kapcie to spore zamieszanie, nieprawdaż? Pech, złośliwa opatrzność, zemsta bóstwa, rowerowa laleczka voodoo? Mniejsza o to.
Chociaż we wtorek chciałem machnąć 50 km, na rower mogłem wyskoczyć dopiero późnym wieczorem, więc skończyło się na 15 km wokół osiedla, w lesie etc. Bez spinki, za to w trudnym, pofałdowanym terenie. Gdy zapragnąłem wrócić na chatę (było już kompletnie ciemno, coś ok. godz. 21.00), licznik wskazywał 14 km, a że nie lubię niezaokrąglonych przebiegów (hehe), postanowiłem dobić jeszcze 1 km. Pech chciał, że w ciemnościach zjechałem z małego, ale stromego zbocza i trafiłem wprost na kikut drzewa. Spadłem z siodełka, rower stanął dęba, jednak dzięki swoim długim przeszczepom nie przeleciałem przez kierownicę. Rączka zatrzymała się jednak na moich udzie, co zaowocowało bolesnym obtarciem. Może to był znak, abym jednak kupił kask...?
Teoretycznie wszystko pasowało, więc ruszyłem przed siebie, kołując w stronę domu. W windzie postawiłem rower na sztorc w ten sposób, że przednie koło miałem nieopodal twarzy. Gdy usłyszałem charakterystyczne syczenie, wszystko stało się jasne. "Szlag by to..." - pomyślałem, wspominając bliskie spotkanie z kikutem.
Wczoraj zapragnąłem zostać bohaterem swojego roweru, więc postanowiłem, że dętkę wymienię sam. A co, w końcu koło w samochodzie potrafię wymienić. Ponadto wyszedłem z założenia, że lepiej ćwiczyć w domowych warunkach niż - będąc przymuszonym - na łonie natury, z dala od domu. Długo się nie zastanawiając, ruszyłem z buta do zaprzyjaźnionego sklepu rowerowego, gdzie nabyłem dętkę. 15 zł to nie majątek, a jeździć się chce. Dla pewności, zapytałem ekspedienta, czy powinienem zwrócić szczególną uwagę na cokolwiek podczas wymiany dętki. Gdy popatrzył na mnie jak na kosmitę z innego wymiaru, wszystko wiedziałem.
W domu przystąpiłem do wymiany dętki. Proces ten skrzętnie dokumentowałem, więc dla lamerów mojego pokroju przygotowałem Szybki Kurs Wymiany Dętki. Oczywiście to nie wszystko, zalecam kontynuować lekturę.
Odkręć śruby i zaczepy trzymające widelec na kole.
Wypnij hamulec. Jeśli to klasyczny V-brake, ściągnij szczęki do siebie i wyciągnij fajkę. Szczęki rozjadą się szeroko. Teraz koło wyjmiesz bez problemów.
Odkręć wentyl.
Jeśli w dętce zostało zbyt dużo powietrza, spuść jego nadmiar. Dokonasz tego wciskając, np. śrubokrętem, charakterystyczny cycek wewnątrz wentylu.
Zdejmij oponę i dętkę z obręczy. Uwaga! Ta część wymaga włożenia w zabawę odrobiny siły fizycznej. Do podważania opony służą specjalne łyżki, ale lamerzy nie posiadają specjalnych łyżek. Jeśli jesteś w trasie, użyj np. płaskiego śrubokrętu, który wozisz w sakwie. Wozisz takowy, prawda?
Uwaga! Śrubokręt to rozwiązanie kryzysowe. Podważając w ten sposób oponę z dętką, możesz je uszkodzić, a także wyszczerbić rant obręczy. W przyszłości może się to zemścić. Warto więc wyposażyć się w łyżkę i wozić ją w sakwie. Do założenia dźwigni dobrze służą również różne wynalazki, jak łyżka stołowa czy połówka spinacza do prania. Pomysłowość ludzka nie zna granic - dzięki za propozycje wrzucane w komentarzach.
Gdy podważysz oponę z dętką tak, jak przedstawiłem na zdjęciu zamieszczonym powyżej, komplet ogumienia ściągniesz z obręczy bez problemu.
Edit: Przy okazji jednej z plenerowych akcji powstał krótki instruktaż wideo, jak poradzić sobie ze zdjęciem opony w polowych warunkach.
http://www.youtube.com/watch?v=zeZdBuBGFgo
Wyjmij starą dętkę, lecz nie wyrzucaj jej, bo może przydać się w przyszłości.
W starej dętce namierzyłem dziurkę. No cóż, pech.
Sprawdź oponę. Skoro przedziurawiłeś dętkę, jest wielce prawdopodobne, że w oponie utkwił winowajca - szkło, drut, plastik, cokolwiek. Dokładnie obejrzyj powierzchnię opony, powoli ją obracając. Jeśli nic nie znajdziesz, włóż palce do opony od wewnętrznej strony i powoli przesuwaj je, szukając psotnika. Dla pewności wywlecz oponę "na drugą stronę" i jeszcze raz przeskanuj swym wnikliwym wzrokiem jej powierzchnię. Ja w ten sposób znalazłem malutkie szkiełko, które było ledwo widoczne, a zafundowało mi łącznie 3 kapcie!
Czas założyć nową dętkę. W tym celu, nową sztukę delikatnie podpompuj, aby łatwiej włożyć ją do opony. Nie przedobrz, delikatnie to znaczy delikatnie.
Lekko napompowaną dętkę włóż do opony.
Następnie przymierz obręcz do opony i wsuń wentyl przez otwór w obręczy.
Następnie wciśnij oponę tak, aby jej ranty znajdowały się wewnątrz obręczy. Innymi słowy, włóż oponę do obręczy, aby nie wystawała poza nią. Jeśli wcześniej napompowałeś dętkę zbyt obficie - nie uda Ci się ta sztuka, więc upuść nieco powietrza. Opona musi wejść do obręczy na całym jej obwodzie.
Zacznij pompować dętkę. Jeśli wszystko zrobiłeś zgodnie ze sztuką, dętka nabierając powietrza zacznie wypychać oponę, która odpowiednio się usadowi w obręczy. Oczywiście opona nie może wyskoczyć z obręczy.
W ten sposób możesz napompować dętkę wg uznania. Jeśli nie masz pompki z manometrem, napompuj koło "tak na oko", a regulacji dokonaj u mechanika czy w serwisie rowerowym. Gdy skończysz, dokręć wentyl, załóż koło na rower i zepnij hamulec. To wszystko. Oklaski.
Dumny jak paw, ruszyłem w trasę. Jako człowiek doświadczony życiowo i stosujący zasadę ograniczonego zaufania nawet do samego siebie, przyjąłem, że będę poruszał się w okolicach domu, aby w razie ewentualnej wtopy nie drałować zbyt daleko. Jako postanowiłem, tak też uczyniłem. Po przejechaniu 5 km nie działo się nic nienormalnego, więc Operację Wymiany Dętki uznałem za zwieńczoną sukcesem. Moja radość nie trwała jednak długo, bo 3 km dalej, wybierając z pokaźną prędkością ciasny łuk, niemal nie zaliczyłem gleby. Straciłem przyczepność, co podświadomie zrzuciłem na karb niskiego ciśnienia w przedniej oponie. Zatrzymałem się, dziękując opatrzności za uniknięcie gleby (na liczniku miałem ok. 35 km/h, więc zabolałoby) i obejrzałem oponę, którą godzinę wcześniej wymieniłem. Flak. "Nie może być" - pomyślałem, licząc, że to wentyl (hm...) popuścił. Złapałem czym prędzej za pompkę, lecz po chwili, usłyszawszy donośne syczenie, zrozumiałem, że to koniec jeżdżenia. Byłem nieopodal domu (przezorny zawsze ubezpieczony, jak mówią najstarsi górale), więc po kilku minutach dotoczyłem się do niego z maszyną.
Dzisiaj był dzień wolny (3 maja, ech...), więc sklep rowerowy był zamknięty, a ja chciałem wyskoczyć na trening. Jako że nie kupiłem kolejnej zapasowej dętki, zdesperowany postanowiłem zrobić użytek ze starej dętki. Ponownie zdjąłem koło, wypatroszyłem dętkę (no tak, znów mała dziurka), a starą rozciąłem. Zrobiłem łatkę. Jednak łatka, jaką zrobiłem... No, takiej łatki to chyba nikt jeszcze nie zrobił. Chamsko wyciąłem kawałek starej, przetarłem nową, przetarłem "łatkę" i złapałem je supermocnym klejem Kropelka. Sam się śmieję, gdy to piszę, ale jak majsterkować, to na całego. Oto niezbyt estetyczny efekt mojej przeprofesjonalnej operacji:).
Po nałożeniu kleju odczekałem 10 minut, aby solidnie złapał gumę, po czym koło napompowałem. Dzielnie nasłuchiwałem syczenia, lecz nic nie piszczało. Zamontowałem koło i nieśmiało przejechałem ok. 5 km w okolicach domu. Co ciekawe, powietrze nie uszło i mam nadzieję, że tak zostanie. To się okaże jutro. Niemniej jutro zasuwam do sklepu rowerowego po dętkę, którą będę woził w sakwie. Tej jakoś nie ufam, hehe.
Na zakończenie, żeby nie było lipy, wjechałem w psie łajno. Usytuowane w centralnej części szerokiego pasażu. Przednim kołem uskoczyłem, ale tylne zaliczyło kupę. Nie mam chlapaczy, więc kolejny kilometr jechałem bardzo wolno, wręcz dostojnie...
Do przeczytania!
::::: AKTUALIZACJA :::::
Po wspaniałym uzdrowieniu dętki, następnego dnia (czyli wczoraj) zapragnąłem sprawdzić efekt w akcji. W oponie nie brakowało powietrza, na pierwszy rzut oka wszystko grało. Machnąłem 3 km i udałem się do sklepu rowerowego, aby - zgodnie z planem - kupić zapasową dętkę. Na wszelką wszelkość kupiłem również łatki. Za komplet wydałem 22 zł, więc ucieszony wsiadłem na rower i ruszyłem w okolice chaty, wciąż nie ufając założonej dzień wcześniej łatce. Moje przeczucia zmaterializowały się - po przejechaniu kolejnych 2 km zauważyłem, że z przedniego koła powoli schodzi powietrze. Tym razem nie byłem zaskoczony, więc kołowałem czym prędzej w kierunku domu.
Koło zdjąłem i wypatroszyłem. Wielkie było moje zdziwienie, gdy okazało się, że stara łatka trzyma się dzielnie, natomiast zlokalizowałem kolejną dziurkę w dętce. Stało się dla mnie jasne, że w oponie tkwi jakiś syfek, który regularnie dziurawi dętkę, tym bardziej że zauważyłem, iż dziurki pojawiają się na tej samej "wysokości" na dętce. Po dokładnych oględzinach (nie spieszyłem się, oj nie) znalazłem paszkwila - małe szkiełko tkwiące w oponie.
W ramach praktykowania spróbowałem nakleić łatkę (wszak kupiłem zestaw), a nową dętkę zachować na później. Poniżej fotki przedstawiające zestaw do szybkiego łatania dętki.
W zestawie znajdują się:
- kilka łatek o zróżnicowanych kształtach i rozmiarach,
- klej,
- malutki blok papieru ściernego.
Naklejenie łatki to rzecz banalna. Należy wyczyścić papierem ściernym okolice dziury w dętce, rozprowadzić klej, odczekać minutę i nakleić w tym miejscu łatkę, chwilę ją dociskając. Po odczekaniu kilku minut koło można zamontować i ruszać w trasę. Przy okazji objechałem starą łatkę dedykowanym klejem z zestawu (Kropelka zdawała się już kruszyć).
Wszystko wyglądało spoko, więc wyruszyłem w nocną trasę, aby przy okazji machnąć materiały do wpisu Dobre oświetlenie za rozsądną cenę. Tym razem obyło się bez kapcia. Operacja udana. Chyba...
25 komentarzy
Rekomendowane komentarze